O tym w naszym domu się nie rozmawia

Żyjemy w czasach informacyjnego przesytu. Z prasy, z odbiorników radiowych i telewizyjnych, ze stron internetowych płynie do naszych mózgów papka liter i cyfr, którą chciwie przyswajamy. Tak zostaliśmy nauczeni, od tego się uzależniliśmy. Wydaje się nam, że tak trzeba, a za przejaw autonomii uważamy sam fakt, że decydujemy o wyborze gatunku papki. Chętnie odkręcamy kranik z papką konserwatywną, licząc na to, że będzie ona gatunkowo lepsza od papki liberalnej.

A jednak, choć ingrediencje dodano w różnych proporcjach, to wszędzie pozostają takie same. Cóż z tego, że nie popieramy Marszu Równości tylko się na niego oburzamy, skoro wciąż o Marszu Równości mówimy? Angażując swoje myśli w potępianie nieprawidłowości stajemy się lustrzanym odbiciem tych, którzy je propagują. Nie bez przyczyny Pismo Święte nakazuje nam unikać wszystkiego, co ma pozór zła, a nie ze złem polemizować. Taki bliski kontakt niesie ryzyko, że z czasem stracimy wrażliwość sumienia.

Jak zatem być świadomym odbiorcą mediów? Przede wszystkim przez kontrolę swoich oczu i uszu. Zanim cokolwiek przez nie wpuścimy, zapytajmy się, czy jest to nam potrzebne do zbawienia. Jeżeli nie jest, zasługuje tylko na zwinięcie w kulkę i wrzucenie do wirtualnego śmietnika. Chrońmy nasze domy przed obrzydlistwami obyczajowymi, które starają się nam wepchnąć zarówno ich zwolennicy, jak i przeciwnicy. Te tematy niech nie mają prawa przejść przez próg.

– Skąd zatem zdobędę wiedzę o świecie? – spyta ten i ów czytelnik. Od swoich dzieci, małżonków, przyjaciół, sąsiadów. Bo w naszym prawdziwym życiu dzieje się mnóstwo ciekawych rzeczy, o których próżno szukać informacji w mediach.

Maciej