Jak wytresować dziecko?

W zeszłym roku na jesieni wracałem z dziećmi autokarem z Litwy. Byliśmy na polskich dożynkach we wsi Pikieliszki, w dawnym majątku marszałka Piłsudskiego. Zjeżdżają tam przedstawiciele podwileńskich gmin kultywujący tradycje polskości, choć od 75 lat ziemie te nie leżą w granicach Polski. Aby dzieciakom podróż się nie dłużyła, kierowca włączył sympatyczną kreskówkę pt. “Jak wytresować smoka”. Sympatyczną – do czasu, kiedy zorientowałem się, jaki jest rzeczywisty jej przekaz. O co chodzi w tym filmie? Otóż za siedmioma górami i siedmioma lasami żyje plemię wikingów, których naczelną powinnością jest walka ze smokami napadającymi co jakiś czas na ich osadę. Ćwiczą się oni w smokobójczym fachu od najmłodszych lat. Czasem jednak trafi się odmieniec, któremu zabijanie smoków nie pasuje. W naszej historii jest to nie byle kto, bo syn wodza. Nie dość, że nie zabija smoków, to jeszcze ratuje najbardziej niebezpiecznego i się z nim zaprzyjaźnia. Dzięki temu poznaje prawdę o ukrytym w skałach potworze, któremu smoki muszą znosić swoje łupy. Skracając fabułę, to ta smocza wiedza, a nie ojcowska mądrość pozwala ostatecznie pokonać bestię i doprowadzić historię do szczęśliwego zakończenia.

A zatem autokar kołysze, wracamy ze starego świata, który z wielkim pietyzmem pielęgnuje swoje tradycje, a już dosięga nas nowy świat, w którym tradycja jest przeszkodą w poznaniu prawdy. Ze świata, w którym autorytet rodziny gwarantuje spokój i pomyślność, w świat, w którym wszelki autorytet należy odrzucić jako balast przeszłości. O to właśnie chodzi w tej słodkiej, rysunkowej bajeczce. W czasie seansu filmowego dzieci dowiadują się, że ich rodzice są żałosnymi wapniakami, których wiedza i doświadczenie mogą tylko przeszkadzać. Rodzice sami kręcą sznur na własną szyję kupując bilety do kina? Ha, już towarzysz Lenin zapowiedział, że “kapitaliści sami sprzedadzą sznurek, na którym się ich powiesi”. W tym przypadku, rodzice sami zapłacą za to, aby lewacy ukradli serca ich dzieci.

Tymczasem na ekrany kin wszedł właśnie sequel filmu “Jak wytresować smoka”. Media ekscytują się tym, że jeden z wikingów prezentuje się jako… homoseksualista. Popatrzmy, jak finezyjnie zaplanowano tę scenę. Bohater przygląda się w kłócącemu się małżeństwu i mówi: “I dlatego nigdy się nie ożeniłem. No, jest jeszcze jeden powód.” A więc kiedy już dziecko odrzuci normy przekazywane przez rodziców, kiedy napatrzy się na to, że nie zawsze żyją oni w zgodzie, podsuwa się mu atrakcyjną alternatywę. Znowu za nasze pieniądze. Reżyser filmów, Kanadyjczyk Dean DeBlois, skądinąd zadeklarowany gej wyjaśnia: “Jako że przyjęło się, że w filmach dla dzieci wszyscy powinni być hetero, to dość śmiały krok z naszej strony. Tym razem poprzestaniemy na tej skromnej linijce, bo wymyśliliśmy ją ad hoc. Ale już w kolejnym sequelu rozwiniemy wątek homoseksualizmu Gobbera. Naprawdę mi na tym zależy, bo uważam cały pomysł za zabawny i rozczulający.”

Chcesz finansować “zabawne i rozczulające” pomysły tęczowego reżysera, drogi czytelniku? Wybór należy do Ciebie.

Maciej