Tczewska Akademia Mamy Róży otwarta! :)

 

Tak, tak, wiem, czas na sprawozdanie z pierwszej Tczewskiej Akademii Mamy Róży. 🙂

Cóż…
Zaczęło się od tego, że nie dałam prelegentce posiłku ani
nawet herbaty w domu.
Przyjechała później, niż planowała, z powodu złych
warunków atmosferycznych i musieliśmy zaraz ruszać na
miejsce wykładu, czyli do świetlicy.
Katarzyna przygotowała sobie sprzęt i książki, ja ogarnęłam jeszcze resztki organizacji, wypakowałam torby, przekazałam polecenia i przybory paniom opiekującym się dziećmi, nastawiłam wodę na herbatę… (Musiałam naprawić gafę z domu w końcu…)
I zaczęli się schodzić goście. Piszę „zaczęli”, ponieważ był wśród nas jeden odważny mężczyzna – mój Zięć z córką i wnuczką. Obecnych było kilka osób z Tczewa oraz sporo z Trójmiasta. Łącznie kilkunastu słuchaczy.
Debiutowałam w roli konferansjerki prowadzącej.

Po czym głos przekazałam Katarzynie.
Wykład – a jakże by inaczej! – merytoryczny i konkretny. Już podczas prelekcji słyszałam słowa zaskoczenia i zadowolenia z tego powodu.
Kilka pań musiało wyjść w trakcie, niestety.
Te które zostały, załapały się na afterek. Wydaje mi się, że był jeszcze ciekawszy. Rozmowom i pytaniom do szanownej Prelegentki nie było końca. 🙂

Do domu z Katarzyną dotarłyśmy ok. 21.

Dzisiaj mogę napisać: „Tak! Udało się!”
Jestem wdzięczna wszystkim, którzy się do tego dzieła przyczynili.
Mam ogroooomny niedosyt.
A Stowarzyszeniu bł. Mamy Róży (a tak!) dziękuję za pomysł i kibicowanie.

Do zobaczenia za miesiąc!