Marzenia niemowlaka

Każde kolejne dziecko daje możliwość zauważenia innego szczegółu podczas jego rozwoju. W przypadku naszej najmłodszej – Mani – moją uwagę zwróciło to, że kiedy tylko nauczyła się chodzić, już wiedziała dokąd chce pójść. Jej pierwsze kroczki wcale nie były przypadkowe. Najpierw zawiodły ją do piaskownicy na podwórku, a potem – w kościele – z przedsionka schodkami w dół. Najwyraźniej jeszcze z wózka wiele razy widziała ludzi, którzy tam schodzili, i w swoim niemowlęcym rozumku marzyła o tym, aby pójść w ich ślady.

My, dorośli, także możemy mieć takie marzenia, które kiedyś – Bóg da – będą mogły się spełnić. Warto o tym pomyśleć szczególnie dziś, kiedy modlimy się o dary Ducha Świętego.

Serc wierzących wnętrza
Poddaj Twej potędze. (…)
Obmyj, co nieświęte,
Oschłym wlej zachętę,
Ulecz serca ranę.
Nagnij, co jest harde,
Rozgrzej serca twarde,
Prowadź zabłąkane.

Tak, jak mała Mania, kiedy jeszcze nie potrafimy chodzić ścieżkami Ducha Świętego już powinniśmy myśleć o tym, dokąd będziemy chcieli nimi dojść.

Maciej

Wychowanie do bezwstydu

Bez-nazwy-1Półnadzy ludzie pomalowani na czarno, pejcze, kneble, skórzane rzemienie. Na innym zdjęciu mężczyzna pluje w otwarte usta innego. Do tego pseudonaukowe opisy czynności seksualnych, najczęściej w oczywisty sposób zboczonych. Żeby otworzyć tę publikację na stronie Issuu.com trzeba zaznaczyć, że jest się osobą pełnoletnią. Ale jest też inna metoda, aby ją zobaczyć. Wystarczy być kanadyjskim nastolatkiem, przyjść do szkoły i dostać ją do ręki na zajęciach z edukacji seksualnej. Folder wydała organizacja zajmująca się profilaktyką AIDS wśród sadomasochistów. A że uczniowie nimi nie są? Nic straconego. Już edukatorzy zadbają o to, aby lepiej znali dewiacyjne zachowania seksualne, niż daty z historii swojego kraju.

W Polsce szkoły realizują program edukacji seksualnej typu A – dzieci są wychowywane do odpowiedzialności i abstynencji seksualnej, czystości przedmałżeńskiej i wierności małżeńskiej. Ale władze już przebierają nóżkami, aby wspólnie z lewactwem wprowadzić edukację typu B – biologistyczną, pozbawioną wartości etycznych. Ten typ zachęca młodzież do eksperymentowania, a tym samym do wczesnej aktywności seksualnej. Stąd promocja antykoncepcji, zboczeń seksualnych, nastawienia wyłącznie na kolejne doznania. A w tle – walka z nauczaniem moralnym Kościoła, którego nie da się pogodzić z takim stylem życia i które wiele nastolatków zapewne odrzuci.

Jeżeli nie chcemy mieć w Polsce drugiej Kanady, gdzie rodziców zmusza się do akceptowania krańcowej demoralizacji ich dzieci w szkołach, buntujmy się póki czas. Znamy tych polityków, którzy choć modlą się pod figurą, to bez wahania nam taki system wprowadzą. Zatrzymajmy ich kartą wyborczą.

Maciej

Szumowiny

Rozmawiałem niedawno z rodzicami, którzy swoją gromadkę dzieci nauczają w domu. Mieszkają w małej miejscowości, gdzie są najliczniejszą rodziną. Wyróżniają się. Są też bardzo zaangażowani w życie Kościoła, starają się wnieść więcej życia do lokalnej wspólnoty parafialnej. Wyróżniają się. A co robią ich sąsiedzi, gdy ktoś się wyróżnia? Wysyłają donosy do opieki społecznej. Że rodzice należą do sekty, bo się ciągle modlą. Że ich dzieci nie chodzą do szkoły. Że zamykają się z dziećmi w domu i nie wiadomo co z nimi robią. Że wywożą swoje dzieci samochodem w nieznanym kierunku i tym bardziej nie wiadomo co z nimi robią. Słowem – donos stał się formą komunikacji międzyludzkiej. Zamiast zapytać sąsiada co porabia, jak wychowuje swoje dzieci, gdzie ostatnio wyjechał – piszemy donos i czekamy co się stanie. Liczne ostatnio kampanie społeczne uczą ludzi, że tak właśnie trzeba, że wszystko, co wyda się im nieprawidłowe w życiu innej rodziny wymaga zgłoszenia odpowiednim organom.

Nękanie rodzin opieką społeczną może też służyć do załatwiania osobistych porachunków. W innym znanym mi przypadku mieszkanka bloku nie chciała mieć za ścianą rodziny z dzieckiem, bo hałas, zamieszanie, rowerek na korytarzu. Napisała tak wstrząsający donos o krzywdzonej córeczce sąsiadów, że na kontrolę przyszła ekipa niemal w asyście komandosów. Żadnej przemocy nie stwierdzili, bo jej nigdy nie było, ale rodzina z dzieckiem wolała poszukać innego lokum. Sąsiadka nie powiedziała przecież jeszcze ostatniego słowa.

Zastanawiałem się, skąd się biorą takie szumowiny, które te donosy ślą. Czy to znak czasów, czy przejaw współczesnego zaniku więzi międzyludzkich? Niestety nie. One były zawsze. Kiedyś słały donosy do gestapo, że u sąsiada ukrywają się żydowskie dzieci. Potem do UB, że nielubiany współpracownik ma rodzinę na Zachodzie i słucha Wolnej Europy. Teraz wzięły na celownik rodziny, bo sprzyja temu polityka państwa. Pozostaje nam wierzyć, że „ludzi dobrej woli jest więcej i że ten świat nie zginie nigdy dzięki nim”.

Maciej

Rodzic z zasady podejrzany

Współcześnie państwo reguluje wiele kwestii dotyczących życia społecznego. Nic nowego. Nowością jest fakt, że wkracza coraz częściej w życie prywatne rodzin, ograniczając tym samym wpływ rodziców na swoje dzieci i podważając ich prawo do decydowania w sprawach kluczowych.

Obowiązek szkolny.

Wiek szkolny obniżono do szóstego roku życia bez podania sensownego argumentu uzasadniającego ten przepis. W przekazie medialnym uzasadnienie brzmi: tak jest w Europie. Czyli w Europie (jakby Polska leżała na innym kontynencie) dzieci rozpoczynają naukę wcześniej niż u nas. Jesteśmy zacofani. Gońmy Europę. Pojawia się także argument ekonomiczny. Argumentów merytorycznych brak.

Wychowanie do życia w rodzinie.

Istnieją dobre programy nauczania, np. Wędrując ku dorosłości Teresy Król. Mimo to co jakiś czas słyszymy o nowych pomysłach osób na stanowiskach, które chciałyby uświadamiać dzieci i młodzież. Rodzice obawiają się – i słusznie – że w ramach edukacji dzieci mogą być uświadamiane z tym, w co w religii nazywane jest grzechem, a w społecznym odczuciu dewiacją.

Edukacja i wychowanie dzieci należą do elementarnych kompetencji rodziców. Należały od zawsze. Pan uczcił ojca przez dzieci, a prawa matki nad synami utwierdził (Syr 3, 2). Nie rezygnujmy. Wymagajmy od siebie i od dzieci.

Joanna

Uklęknąć przed Chrystusem

W kościele w podwarszawskim Józefowie jest boczna kaplica, którą szczególnie lubię. Na ścianie wisi wielki krucyfiks, pod nim stoją klęczniki. To niezwykłe miejsce na modlitwę, u stóp krzyża. „Ach, ja Matka boleściwa, pod krzyżem stoję smutliwa, serce żałość przejmuje”, śpiewamy w „Gorzkich żalach”. Tutaj można te słowa najlepiej zrozumieć.

Gdzie jeszcze możemy upaść na kolana przed Chrystusem? Na pewno podczas adoracji Najświętszego Sakramentu, to pierwsza rzecz, która przychodzi do głowy. Ale Chrystus Eucharystyczny patrzy na nas nie tylko z monstrancji, ale też z ręki kapłana, kiedy podchodzimy przyjąć Komunię Świętą. Jak wiele osób nie potrafi się wtedy zatrzymać, skupić, przeżywać momentu, kiedy Bóg przychodzi do naszego serca. Nie dajmy się w tej chwili prowadzić spiesznym tempem procesji wiernych, uklęknijmy, pomyślmy o Zbawicielu.

Chrystus przychodzi do nas także poprzez Słowo Boże. Czy potrafimy to docenić? Czy znajdujemy czas na regularną lekturę Pisma Świętego, na rozważanie przeczytanych fragmentów? Brak czasu i zabieganie nie jest żadnym wytłumaczeniem. Na tyle innych spraw znajdujemy czas – na gazetę, telewizję, facebooka. A przecież to tylko zjadacze czasu, z których nie ma realnej korzyści. Jeżeli brakuje nam wytrwałości, poszukajmy stron internetowych, czy aplikacji na komórkę, które będą dostarczać nam codzienną porcję lektury biblijnej, najlepiej z dobrym komentarzem.

I sprawa najtrudniejsza – Chrystus, który przychodzi do nas w drugim człowieku. Przed takim Chrystusem jest nam wyjątkowo ciężko uklęknąć. Bruce Marshall pisał o tym w swojej książce „Chwała córy królewskiej”: „Czasem księdzu zdawało mu się nawet, że Bóg starał się wynagrodzić dobrym protestantom niezawinioną utratę wiary, pozwalając im bardziej kochać bliźnich niż katolikom, chociaż na ogół nie czynili tego z nadprzyrodzonych pobudek. Katolicy oczywiście lepiej umieli kochać Boga; i jakże nie mieliby umieć, mając do pomocy całe umeblowanie samych niebios?” Widać z tego, że problem jest nienowy i że musimy wykonać wysiłek, aby go rozwiązać.

W naszym stowarzyszeniu rusza projekt Pomocniczek Mamy Róży – wolontariatu na rzecz rodzin dla dziewcząt ze szkół ponadpodstawowych, połączonego ze spotkaniami formacyjnymi. Chcemy dać nastolatkom możliwość spotkania z Chrystusem wszędzie tam, gdzie na nie czeka. Jeżeli macie wśród rodziny i znajomych dziewczęta chętne do takiej służby, lub też chcielibyście zorganizować koło Pomocniczek w swojej miejscowości – prosimy o kontakt.

Maciej