Pardons za ten ponglisz.
Nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, jeśli napiszę, że Halloween nie lubię i nie obchodzę, ale chciałabym trochę napisać o powodach mojej niechęci.
Nie chodzi tak bardzo o to, że pogańskie święto. O wiele bardziej mnie drzaźni komercha i małpowanie oraz idiotyczne przekonanie, że polska tradycja jest drętwa i obciachowa, w odróżnieniu od fajnej i pozbawionej ponuractwa tradycji anglosaskiej.
Uwielbiam Wszystkich Świętych w jego pierwotnej, staromodnej formie. Chryzantemy, zmiana sezonu w okryciach (proszę nie rechotać z ciotek w futrach, cały Rzym czy Mediolan robi to samo, to znaczy zakłada zimowe wdzianka na trzy-cztery pierwszego listopada); spotkania towarzyskie na cmentarzach, rozmowy z dawno niewidzianymi kuzynami; przeliczanie, czy starczy jeszcze zniczy na groby dalekich prawujków, których się w życiu nie widziało, ale wszystko się o nich wie – od własnej Mamy, która co roku, przez całe moje dzieciństwo, opowiadała cierpliwie, kim byli. Jak to Ona – same dobre rzeczy.
Dłuższy czas spędzony nad grobem Mamy właśnie. Łapię się, że mówię do swoich dzieci tymi samymi frazami, którymi Ona mówiła do mnie.
Odpowiadam na pytania Młodych: a kto to był, a kiedy umarł, a dlaczego umarł? A gdzie jego dusza jest teraz? Zmysł teologiczny mają dobrze rozwinięty, nikt im też nigdy nad grobami nie wpierał kitu w stylu „tu jest babcia”, albo co gorsza „tu śpi babcia”. Tu jest pochowane ciało, w starych grobach już niewiele z tego ciała zostało. Dusza żyje wiecznie, w niebie, w czyśćcu (tymczasem) albo nie daj Boże w piekle. Mamy nadzieję, że Pan Bóg wziął duszę tego człowieka do nieba.
Naprawdę dzieci nie są głupie. Nie trzeba im chromolić półprawd, nieprawd, herezji i bajek własnego autorstwa. Wystarczy powiedzieć prawdę.
Widzę też po sobie i po nich, jak wiele daje znajomość własnych korzeni, jak dobrze jest móc siebie umiejscowić w historii – i w perspektywie wieczności. Oprowadzam ich szlakiem wydeptanym przez całe dzieciństwo, co roku dochodzą też nowe przystanki, bo ludzie znani mi od zawsze nieuchronnie odchodzą. To też jest lekcja. Jesteśmy śmiertelni.
Uważam, że wiele się traci, kupując plastikową dynię z żarówką w środku zamiast znicza i przebierając dzieci za wiedźmy oraz upiory. Nie dość, że postaci negatywne, to jeszcze fikcyjne. Święci są prawdziwi. Realni. Wcale nie smutni. Zwycięscy.
Moja pięciolatka uważa, że 1 listopada jest absolutnie rewelacyjnym dniem, bo wszyscy mają imieniny.
Marcelina