Nasi w Nysie

To było bardzo ciekawe doświadczenie – chodzić po mieście i bezustannie spotykać znajomych z zupełnie innego kontekstu, poznanych w różnych momentach życia, widzianych kilka dni albo kilka lat temu. Przyjechaliśmy wszyscy do Nysy na Zjazd Dużych Rodzin i natykaliśmy się na siebie a to na warsztatach, a to na koncercie, a to na kiermaszu – całe mnóstwo życzliwych i dobrze znanych twarzy, a wokół nich wianuszek dziecięcych buziek. Nowy przychówek do podziwiania w wózeczkach i chustach, zdumiewająco już duże chłopaki i dziewczyny, których ostatnio widziałam jeszcze noszących pampersy.
Do kompletu mnóstwo rodzin spotkanych po raz pierwszy, ale ponieważ znają Józefa, wszelki dystans znikał przy pierwszym uścisku dłoni.
A muszę przyznać, że nie byłam do końca przekonana do pomysłu zlotu, pojechalismy powiedzmy ze względów służbowych, promować stowarzyszenie – ale teraz już rozumiem, o co chodziło dobrym ludziom z ZDR 3plus, kiedy wymyślili te doroczne zjazdy.
Bo jednak strasznie fajnie jest porozmawiać z podobnymi sobie, pośmiać się z branżowych dowcipów, wspólnie łapać trzylatków na gigancie (nikt się nie dziwi, że zwiał, wszyscy pomagają zidentyfikować z której rodziny jest i gdzie zostawił mamę), odsapnąć od tematu „co na obiad”, poskakać na koncercie. Oczywiście jest też wymiar poważniejszy, panele, konferencje, warsztaty – interesujące i szyte na naszą miarę. Czytaj dalej

Piski z kruchty, Kraków 8 marca

Cztery kobiety. Cztery powołania. Cztery drogi. Jedna cecha wspólna: oferta Kościoła Katolickiego dla naszej płci nas nie obraża. Chcemy opowiedzieć o naszych wyborach i pokazać, że zakon,życie w samotności czy wielodzietność to nie są okrawki ze stołu egzystencji normalnych ludzi. Dokonałyśmy naszych wyborów świadomie. Dają nam one szczęście i spełnienie.
Ósmego marca dyskutuje się przeważnie o opresji i projektuje zmiany, jakich muszą w sobie dokonać różne instytucje, aby uczynić zadość potrzebom kobiet. My chciałybyśmy porozmawiać z pozycji osób ogólnie zadowolonych i w paru słowach nasze zadowolenie uzasadnić.
Zobaczycie, że ani piski, ani z kruchty, tylko ciekawe i niegłupie kobiety.

Zapraszamy wszystkich chętnych na otwarty panel „Kobiety, którym dobrze w Kościele”. Rozmawiać będą: Siostra Anna Emmanuela Klich OSU, Jadwiga Zięba, Alina Petrowa-Wasilewicz i Marcelina Metera. Spotkanie poprowadzi Miłosz Kluba z Gościa Niedzielnego.

Aula Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II, Bernardyńska 3, Kraków, godzina 11.30.
Wstęp wolny!

Dlaczego nie warto ograniczać edukacji domowej

W cieniu „wielkiej” reformy edukacji – likwidacji gimnazjów – czai się reforma mała, niezauważalna dla większości społeczeństwa, ot – dwa drobne sformułowania w projekcie ustawy. Obowiązek zapisania dziecka w systemie edukacji domowej do szkoły znajdującej się w tym samym województwie i nakaz uzyskania opinii publicznej poradni psychologiczno-pedagogicznej jako warunek uzyskania zgody na nauczanie poza szkołą.
W praktyce dla wielu rodziców oznacza to konieczność zrezygnowania z dobrej, znanej od lat i zaprzyjaźnionej szkoły, z którą współpracowali, i zapisania dziecka do przysłowiowej rejonówki. Oznacza to również konieczność wyczekiwania na odległe terminy badań w poradni i (niestety) niekiedy znoszenia nieprzychylnych uwag.
Oba przepisy nie mają żadnego racjonalnego uzasadnienia. Pomijając już sytuacje, w których dziecko nie będzie mogło zdawać egzaminów w szkole odległej o 10 kilometrów, ale leżącej w innym województwie – to nie jest jasne, dlaczego dzieci uczące się poza szkołą mają spełniać dodatkowe warunki, na przykład przechodzić wieloetapowe badanie w poradni, które nie obowiązuje uczniów stacjonarnych. I nie chodzi już w tej chwili o rozstrzyganie, dlaczego badanie ma się odbywać w poradni publicznej – tylko dlaczego ma w ogóle się odbywać, skoro dostęp do edukacji dla wszystkich dzieci jest według zasady równy. Czytaj dalej

Czas pogardy

To właśnie widzę, wchodząc na internety w ostatnich dniach. Pogardę, źle maskowaną albo wcale nie maskowaną. Czytam, że życzą mi (i mnie podobnym) gwałtu, urodzenia chorego dziecka z jelitami na wierzchu, ciąży pozamacicznej i żeby mnie mąż zostawił. Czytam tych nieco pilnujących języka – że oni oczywiście nie zamierzają mi niczego zabraniać, i jeśli chcę mężowi prasować koszule i rodzić chore dzieci, to oczywiście mi wolno (na serio, takie zestawienie). Ale – uwaga – albo jestem z nimi, protestującymi, albo mam się zamknąć i udawać, że mnie nie ma. Bo nie pasuję do narracji.
Widzę też głęboką niechęć do czytania ustaw – potężna większość komentujących nie czytała projektu i dyskutuje na podstawie tego, co im się wydaje. Że będzie zakaz badań prenatalnych i nakaz umierania z powodu ciąży pozamacicznej. Notabene, kiedy wyjaśnia się, że takich propozycji nie ma w projekcie, to dyskutant i tak stwierdza „że jest za wyborem”.
Ale przede wszystkim nie mogę się uwolnić od dojmującego uczucia deja vu: ja to już gdzieś widziałam, te pseudohumanitarne teksty, że uśmiercić kogoś takiego to właściwie akt miłosierdzia; że społeczeństwa nie stać na utrzymywanie rzesz niepotrzebnych i kosztownych istnień; że my, prawdziwi ludzie, mamy prawo do swojej niezakłóconej przestrzeni życiowej. Czytaj dalej

Spółdzielnia „Nowe Życie”

Jest. Od tygodnia. Kolejny dzidziuś w galerii Meterowych dzidziusiów – ładnych, kształtnych, bardzo do siebie nawzajem podobnych. Silna, aktywna, z tym specyficznym noworodkowym spojrzeniem – jakby badawczym, poważnym i dziwnie dojrzałym. Wszystkie nasze dzieci tak patrzyły, wszystkie robiły podobne miny, i w ogóle można by machnąć ręką – po co kolejne, skoro już żeśmy to widzieli tyle razy.
Widziałam już pięć razy położone na moim brzuchu małe, ciepłe i śliskie ciałko, pięć razy słyszałam pierwsze kwilenie, pięć razy patrzyłam, jak się mały człowiek fachowo przysysa do piersi w minutę po urodzeniu. Niby nic nowego.
A jednak za każdym razem dławi mnie to samo nieprawdopodobne, wszechogarniające szczęście, jakaś pierwotna euforia i ukazane w przebłysku poczucie sensu istnienia. Naprawdę, mnie samej trudno w to uwierzyć, kiedy wspominam ten moment – że w tym zmęczeniu, bólu i skołowaniu nagle odnajduję wielki i niezmierzony sens. Dziesięć minut wcześniej go nie widzę, tego sensu, żeby było jasne. Dopiero kiedy mam dziecko przy sobie – i patrzę na nie – rozumiem, że to jest najbliższe widzeniu samego Boga. Co tam płonący krzak czy rozstępujące się morze, we mnie powstało i wyrosło dziecko! Czytaj dalej