Niby człowiek przywykł do tych wszystkich dyskusji „O enpeerze”, niby mu się opatrzyły argumenty, niby już sto razy w sposób precyzyjny określił swoje stanowisko. I na nic, temat wraca. Cyklicznie i w fazach.
No to jeszcze raz. Małżeństwo ma dwa cele: zrodzenie i wychowanie potomstwa oraz wzajemną pomoc i miłość. W tym celu wstępuje się w związek małżeński. Dostajemy od Boga w Sakramencie przywilej i obowiązek zarazem – przywilej i obowiązek zrodzenia nowych chrześcijan, nowych dusz dla Bożej Chwały.
To nie jest kwestia dowolna. Małżonkowie i tylko małżonkowie mają prawo I OBOWIĄZEK spłodzenia i wychowania potomstwa. I dostają w tym celu pomoc Boga i wszystkich Świętych Jego.
Dlatego podstawowa, defaultowa postawa małżonków to otwartość! Otwarta i pokorna postawa sług Stwórcy, który w wybranym przez Siebie czasie daje dzieci.
Istnieją sytuacje trudne i wyjątkowe, w których można rozważyć odsunięcie w czasie poczęcia kolejnego dziecka. Wyczytałam gdzieś dobre porównanie: mamy obowiązek chodzić w niedzielę do kościoła. Jeżeli z ważnych przyczyn nie dopełnimy tego obowiązku, to nie ma sprawy. Jeśli nie pójdziemy, bo nam się nie chce – grzeszymy i to ciężko.
Analogia jest wyraźna, prawda? I ćwiczymy sumienie do większej hojności i poświęcenia, to jest właściwa postawa.
Jaki jest mój problem z metodami naturalnego rozpoznawania płodności? Z samymi metodami – żaden. Może trochę z nazwą, bo procedura precyzyjnego diagnozowania momentu cyklu ni hu hu nie jest naturalna. Przeszkadza mi za to – i uważam za szkodliwe – lansowanie stosowania NPR stale. Od narzeczeństwa po menopauzę, nowy wykresik na każdy miesiąc. NPR jako styl życia. Wyczekiwanie i robienie święta z trzeciej fazy. Planowanie dzieci „co do dnia”. Stwórca jako dostarczyciel duszy nieśmiertelnej w dokładnie obliczonym – według ziemskich kryteriów – czasie.
A drugi i trzeci problem ujęłam w poprzednim tekscie: reklamowanie metod naturalnych jako „godziwej alternatywy dla antykoncepcji” i deprecjonowanie postawy pełnej otwartości jako „ślepego uprawiania seksu”.
„Ślepy” oznacza tu brak precyzyjnej wiedzy, czy w danym dniu ma szansę począć się dziecko. A na cóż mi ta wiedza w normalnym małżeństwie, przy dobrym stanie zdrowia? Jesteśmy – się powtórzę – sługami Stwórcy i robimy wszystko, żeby w naszej rodzinie zawsze było miejsce dla kolejnych dzieci. Żyjemy w miarę oszczędnie i zdrowo, pracujemy ciężko, wychowujemy najstaranniej jak umiemy. Dbamy o nasz związek w każdym wymiarze. Kiedy Bóg zechce nas OBDARZYĆ następnym dzieckiem – przyjmiemy z miłością, tak jak wszystkie poprzednie. Nie będziemy różnicować, że dwoje planowanych, a dwoje, bo „Bóg tak chciał”. Jedna moja znajoma trafnie zauważyła, że takie sformułowanie jest odpowiednie raczej na nagrobku.
Wszystkie dzieci dostaliśmy w prezencie od Pana Boga, wszystkie są wyrazem błogosławieństwa. I zaufania, Stwórca nam te dusze powierza, bo wie, że damy radę je przyjąć i wychować. Czasem mówię „Panie Boże, to teraz kombinuj, to Twoje dzieci, troszcz się o nas! żeby nam nie urągano, żeby nie mówiono, że nie dbasz o własne stworzenie!”. Zawsze się troszczy.
Wielu dobrych i porządnych ludzi spędza dużo czasu na przekonywaniu innych o skuteczności metod naturalnego planowania rodziny, o jednoczącym wymiarze wspólnej wstrzemięźliwości, i nieuchronnie pada cytat o „czasie pieszczot cielesnych i czasie powstrzymywania się od nich”. Zapomina się dodać, że chodziło o dokładnie odwrotne działanie, to znaczy o uprawdopodobnienie poczęcia, bo czas „powstrzymywania się” dotyczył krwawienia miesięcznego i siedmiu dni po nim.
Mówi się o NPR jako o „drodze dla każdego małżeństwa”. I ty możesz byc szczęśliwy, prowadząc obserwacje! Podaj żonie termometr! Współżyj świadomie!
A ci, co nie obserwują, to tacy są troszkę zacofani, troszkę nieopanowani, tacy i owacy. „Pełna otwartość” dobra dla świrów i neonów (w sumie na jedno wychodzi). A to nie tak. Otwartość na życie jest normalną postawą katolickiego małżeństwa. Od tej postawy mogą wystąpić wyjątki.
Otwartość nie wyklucza roztropności, odwrotnie – determinuje całe życie, cały słynny „styl życia”. Pisałam: w naszej rodzinie zawsze mamy być przygotowani na kolejne życie! Mamy tak postępować, żeby temu życiu u zarania nie stała się krzywda, żeby jego przybycie nie było katastrofą, strasznym problemem, dramatem i dopustem Bożym. Jeśli to nie jest roztropność, to co nią jest?
A że czasem ciężko, bo hałas, bo skromniejsze życie, bo zmęczenie? No życie generalnie jest męczące, śmiertelnie męczące. Znalazłam się na tym świecie po coś, jakoś na niebo – zgodnie ze swoim powołaniem – muszę zasłużyć.
Błogosławiony kardynał Newman napisał: „Zastanów się, czym się różnisz od przyzwoitego ateisty.” Jak wykorzystujesz łaskę wiary, łaskę Sakramentów? Robię sobie czasem taki rachunek sumienia i mi wychodzi, że jakieś szanse mam tylko dzieki tej ślepej otwartości, bo przez nią deklaruję, że Bóg jednak jest. I prowadzi.
Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała stosować NPR, serio. Że nam starczy zdrowia, sił i odwagi. I o to proszę Pana Boga, i o to przed Nim zabiegam: żeby nie opuszczał swoich stworzeń.
Marcelina