Co one z tego MAMY?

Za parę dni ukazuje się książka Agaty Puścikowskiej i Dominiki Figurskiej „I co my z tego MAMY?”, wydana przez Znak. Miałam możliwość przeczytać ją nieco wcześniej, właśnie skończyłam i spieszę donieść, że to bardzo przyjemna lektura.
Autorki przyjęły formę rozmowy – kursywą „mówi” Agata, bez kursywy – Dominika. Lubią się, to widać, widać też, że wszystkie te sprawy miały obgadane wcześniej, książka jest już podsumowaniem wielogodzinnego kłapania dziobem.
Bardzo dobrze rozumiem tę potrzebę pokazania swojego wyboru, który dla wielu jest ekstremalny, z takiej zwyczajnej, osobistej perspektywy: że otóż matki ponadstandardowej liczby dzieci nie są żadnym kuriozum, że decyzja o dużej rodzinie nie jest niewiadomojakim bohaterstwem. Normalne życie, normalne wybory, normalne problemy, tylko trochę zmultiplikowane.
Powiem tak – dla mnie i moich wielodzietnych koleżanek nie ma tam nic odkrywczego, jest zapis stanów doskonale nam znanych. Na tematy poruszone przez autorki gadałyśmy po wielokroć, omówione mamy i sprawy organizacji dnia, i relacje małżeńskie, i kryzysy, i zmiany w systemie rodzinnym związane z pojawieniem się kolejnych dzieci. Szukamy konsensusu w kwestii edukacji, matczynej pracy zawodowej, pozycji kobiety w rodzinie i w innych kluczowych sprawach.
Autorki czynią to samo. Nie kłócą się, nie toczą zajadłego sporu, raczej subtelnie się różnią (przynajmniej na piśmie – dialogi są lekkie, żartobliwe, nieuszczypliwe). Opowiadają sobie nawzajem o kolejnych etapach życia rodzinnego, komplementują się mile, sypią anegdotami (np. najdziwniejsze zachowania ciążowe, jak panikuje się przy pierwszym dziecku, przygody z życia zawodowego itp.). Dochodzą do wspólnych wniosków, wyraźnie formułowanych. Kolejne części przeplatane są fragmentami z nauczania św. Jana Pawła II, do którego obie Autorki żywią wielkie nabożeństwo.
Nie jest to wszystko razem przesłodzone, na szczęście, nie powstał landszafcik, tylko trzeźwy acz optymistyczny obrazek.
Polecam – szczególnie na prezent dla różnych sceptycznych cioć i babć (poświęcono im zresztą specjalny fragment), które ciągle kojarzą wielodzietność z generalnym życiowym kanałem: oto dwie kobiety, dysponujące znanymi twarzami i nazwiskami, mówią wprost: można urodzić więcej dzieci i nie zostać bezzębnym (i bezmózgim) wrakiem. Ponadto dzieci dają szczęście, jakiego nie da się w inny sposób zaznać. Myślę, że także dla osób trochę przestraszonych, niepewnych swoich wyborów, lektura będzie pokrzepieniem i dostarczy motywacji – tak, dasz radę!
Ale i same wielomatki przeczytają z przyjemnością; ma się wrażenie rozmowy z koleżankami przy kawie – wesołej, szczerej, niegłupiej. Niekoniecznie się musimy zgadzać w każdym punkcie, ale na tym podstawowym poziomie doskonale się rozumiemy.
Dobrze wiedzieć, że jest nas więcej 🙂