Spółdzielnia „Nowe Życie”

Jest. Od tygodnia. Kolejny dzidziuś w galerii Meterowych dzidziusiów – ładnych, kształtnych, bardzo do siebie nawzajem podobnych. Silna, aktywna, z tym specyficznym noworodkowym spojrzeniem – jakby badawczym, poważnym i dziwnie dojrzałym. Wszystkie nasze dzieci tak patrzyły, wszystkie robiły podobne miny, i w ogóle można by machnąć ręką – po co kolejne, skoro już żeśmy to widzieli tyle razy.
Widziałam już pięć razy położone na moim brzuchu małe, ciepłe i śliskie ciałko, pięć razy słyszałam pierwsze kwilenie, pięć razy patrzyłam, jak się mały człowiek fachowo przysysa do piersi w minutę po urodzeniu. Niby nic nowego.
A jednak za każdym razem dławi mnie to samo nieprawdopodobne, wszechogarniające szczęście, jakaś pierwotna euforia i ukazane w przebłysku poczucie sensu istnienia. Naprawdę, mnie samej trudno w to uwierzyć, kiedy wspominam ten moment – że w tym zmęczeniu, bólu i skołowaniu nagle odnajduję wielki i niezmierzony sens. Dziesięć minut wcześniej go nie widzę, tego sensu, żeby było jasne. Dopiero kiedy mam dziecko przy sobie – i patrzę na nie – rozumiem, że to jest najbliższe widzeniu samego Boga. Co tam płonący krzak czy rozstępujące się morze, we mnie powstało i wyrosło dziecko!
Wracamy potem do domu, a tam czeka za każdym razem wieksze grono starszaków, plakaty, laurki, kwiaty. Meter, wielki i spokojny, wprawnie trzyma noworodka na przedramieniu – znowu, już tyle razy go widziałam noszącego kolejne nasze dzieci, a zawsze mnie wzrusza ten kontrast wielkiego ojca i maleńkiego dzidziusia.
Dwa dni później życie toczy się swoim rytmem, Najmłodsza zostaje naturalnym elementem stada i wszyscy zapominają, że mogło jej przedtem nie być. Nie wiem, czy wszędzie to przebiega tak szybko, ale u nas adaptacja systemu rodzinnego do nowej sytuacji jest błyskawiczna. Starszacy rozmawiają z siostrą, rozczulają się nad rozmiarem jej stópek, podają czyste pieluszki i wyrzucają zużyte, i nawet Ta, Która Była Królewną Wyjcewną przyjmuje obecność Małej z zupełnym spokojem, a nawet przoduje w donoszeniu potrzebnych rzeczy.

„Spółdzielnia Nowe Życie” to określenie mojej znajomej na uczucie odzyskanych sił, komfortu, równowagi itp. Pasuje mi teraz wyjątkowo – bo ja sama czuję się o niebo lepiej, ale też naszej rodzinie taki tytuł chyba przysługuje. Nowe życie ma się u nas dobrze.