Dwa serca i pół mózgu

No wzruszam się, cieszę, z uśmiechem poklepuję wypukły brzuch. Lubię myśl o małym człowieku, który sobie spokojnie żyje, chlupocze, policzone jego włosy i dni, cały jest znany Stwórcy, który utkał go w łonie matki.
Wszystko się zgadza.
Ale żebyż to było tylko łono.
Ciąża jest zdumiewająco wszechogarniającym stanem, trudnym do wytłumaczenia: w proces hodowli nowego bytu zaangażowane jest całe ciało: wyrastają mi na głowie nowe włosy, tworząc dziwne pionowe kłaczki; zmysły się wyostrzają (otwarcie lodówki nadal jest wyzwaniem, a to już siódmy miesiąc); kostki po całym dniu wdzięcznie puchną.
Najbardziej fascynującym zjawiskiem jest jednak gwałtowne zmniejszenie dostępnych zasobów pamięci i intelektu, co daje dość komiczny efekt – kiedy w rozmowie ze zleceniodawcą korekty nie jestem w stanie przypomnieć sobie słowa „akapit” i tłumaczę „…no, w nowej linijce, rozumie pan, po tabulatorze…”. Albo kiedy codziennie o 23.00 przypominam sobie, że miałam do kogoś zadzwonić, i tak już od tygodnia.
Lont mam krótszy niż zazwyczaj, denerwuję się o drobiazgi, doszukuję się drugiego dna w wypowiedziach ludzi (zwłaszcza nieszczęsnego Metera – CO MASZ NA MYŚLI PYTAJĄC CZY JEST CHLEB? NIE MA, SE KUP, JA NIE JESTEM NA POSYŁKI itd).
Niby za piątym razem powinnam mieć wszystko obcykane, a jednak ten stan wyjątkowy zwala mnie z nóg tak samo. Może tylko z większą świadomością wyczekuję kolejnych objawów, po czym witam je ponurym „ja wiedziałam, że tak będzie”.
Jednocześnie mam świadomość, że spotyka mnie ogromne i niczym niezasłużone szczęście, bo wszystko po raz piąty z rzędu przebiega normalnie i spokojnie, zaprzyjaźniony doktor z uśmiechem mówi przy USG: „Jaka śliczna dziewczynka”, starszacy opowiadają wszystkim wokół, że czekają na siostrę, Meter idzie po chleb i wraca z gazetą i przekąską dla mnie, a potem zabiera wszystkie dzieci, żebym mogła się zdrzemnąć.
Ot, takie rekolekcje na moją miarę, delikatne przypomnienie, jak krucha jest moja cielesność, a jednocześnie – jak wybitny jest ten mechanizm, dzięki któremu wewnątrz mnie po raz kolejny rośnie kompletna ludzka istota.

Miałam jakąś dobrą puentę, ale chyba zapomniałam. Dobranoc.

Marcelina