Syndrom Ciechocinka

Za młodu sporo podróżowałam po tzw. świecie, byłam w Afryce, Stanach itd. Udało mi się zobaczyć kawał Europy. Kiedy pojawiły się dzieci, podróże stały się siłą rzeczy krótsze. Była jeszcze jakaś Anglia, jakaś Holandia, a kiedy dzieci zrobiło się troje, postawiliśmy na hasło „poznaj swój kraj”. Z różnych względów, trochę finansowych, trochę organizacyjnych – słowem, nie zmieniając częstotliwości podróży zaczęliśmy objeżdżać Polskę. Dostarczało nam to wiele radości. Pewnego razu uznaliśmy, że trzeba zahartować i najodować nasze i tak zdrowe jak konie dzieci i zawieźć je do Ciechocinka na kilka tygodni. Zarezerwowalismy pokój w pensjonacie.
Jakoś na dwa tygodnie przed planowanym wyjazdem wpadła mi w ręce oferta kilkudniowego pobytu w Hiszpanii, nad oceanem, na końcu dawniej znanego świata: mój sen idioty, dotychczas niezrealizowany. Odruchowo zapaliliśmy się do pomysłu, ale po chwili dotarło do nas, że albo Hiszpania – 4 dni – albo Ciechocinek, dwa i pół tygodnia. Albo wleczenie dzieci kurcgalopem przez Santiago de Compostella, albo powolne spacery pod tężniami.
Rozsądek zwyciężył, uznaliśmy, że zostajemy przy pierwotnych planach.
Tego wieczora siedziałam ze łzami w oczach przed komputerem i wyżalałam się koleżankom z forum, że już nigdy nic mnie nie czeka. Że czasy ekscytujących wypraw minęły. Że już zawsze będzie tylko Ciechocinek. Pi…ony Ciechocinek.

Pojechaliśmy. Bawiłam się świetnie, mielismy dużo czasu na wszystko, zażywaliśmy kurortowych atrakcji (riksze, kawiarnie itd.), dzieci robiły wyścigi wzdłuż tężni, tańczyły w parku do dancingowych melodii dobiegających z sanatoriów, kolekcjonowały kauczukowe kulki z automatu i może nawet się zahartowały, bo w sezonie jesienno-zimowym jak zwykle nie chorowały.

Od tamtego czasu syndrom pi..onego Ciechocinka już u mnie nie wystąpił. Przekonałam się, że wszędzie może być świetnie, ekscytująco, śmiesznie i pięknie. Pewnie, że się wybierzemy gdzieś dalej, najstarszy starszak już informuje, że chce zobaczyć Rzym i Transylwanię, na wiosnę szykuje się nam Londyn – jednak w Ciechocinku nauczyłam się nie marudzić na to, co jest i doceniać wakacje z dziećmi, gdziekolwiek się uda je spędzić. Ale o tym już mówiłam.

Marcelina