Żarty z gwałtów

Feministki niezmiennie mnie zdumiewają. Trudno o inną grupę, której działania stałyby w większej sprzeczności z deklarowanymi celami. Jak głoszą feministki, ich celem jest obrona praw kobiet i walka z dominacją mężczyzn. Służyć ma temu szeroko propagowane na całym świecie „prawo do aborcji”. Statystycznie, w połowie aborcji zabija się małe dziewczynki, ale istnieją kraje, gdzie dziewczynki zabija się celowo, znacznie częściej, niż chłopców. Jeżeli dodamy jeszcze do tego fizyczne i emocjonalne konsekwencje dla kobiet, które zdecydowały się zabić własne dziecko, trudno nie ocenić „prawa do aborcji” inaczej, jak planowego wyniszczania populacji kobiet.

W podobny sposób feministki zajmują się kwestią przemocy seksualnej wobec kobiet. Natknąłem się właśnie na kuriozalny artykuł na stronie wysokieobcasy.pl, którego autorka rozprawia się z policyjnym poradnikiem dla kobiet dotyczącym gwałtów. Autorzy, opierając się na swojej profesjonalnej wiedzy, wskazują na czynniki, które mogą zwiększać ryzyko ataku zwyrodnialca. Nie od dziś wiadomo, że „lepiej zapobiegać, niż leczyć” i że świadomość istnienia zagrożeń jest najlepszym sposobem, aby ich uniknąć.

„Nie prowokuj mężczyzn zbyt zalotnym zachowaniem”.
„Unikaj jazdy windą z nieznajomymi osobami”.
„Zawsze zastanów się, czy miejsce, w którym się znajdziesz, będzie bezpieczne, jakie masz tam szanse, gdyby doszło do usiłowania ataku na twoją osobę”.

To abecadło, które przekazywali swoim córkom rodzice w czasach, kiedy przemocy było dużo mniej. Jednak autorka tekstu z „Wysokich Obcasów” reaguje na to szyderstwami i kpinami.

„Najlepiej nakryj się kocem, siądź w kącie i nie odzywaj się do nikogo.”
„Czy to jest poradnik klinicznego paranoika? Chyba tak.”
„To jest normalne zachowanie rekomendowane przez komendę policji? Czekanie na pustą windę, żeby uniknąć gwałtu?”
„Panowie z Komendy Policji w Lubinie uczą nas, że powinnyśmy wybierać miejsce pracy pod kątem tego, jak łatwo jest z niego uciec w przypadku ataku gwałciciela. Jeżeli to nie jest wyższy level paranoi – to nie wiem, co jest.”

Jednym słowem: feministyczny portal kpi sobie z zaleceń, które pozwalają kobietom zwiększyć swoje bezpieczeństwo. Wbrew tytułowi artykułu to nie policja dostarczyła właśnie „spis wymówek dla gwałcicieli”.

Maciej

Marzenia niemowlaka

Każde kolejne dziecko daje możliwość zauważenia innego szczegółu podczas jego rozwoju. W przypadku naszej najmłodszej – Mani – moją uwagę zwróciło to, że kiedy tylko nauczyła się chodzić, już wiedziała dokąd chce pójść. Jej pierwsze kroczki wcale nie były przypadkowe. Najpierw zawiodły ją do piaskownicy na podwórku, a potem – w kościele – z przedsionka schodkami w dół. Najwyraźniej jeszcze z wózka wiele razy widziała ludzi, którzy tam schodzili, i w swoim niemowlęcym rozumku marzyła o tym, aby pójść w ich ślady.

My, dorośli, także możemy mieć takie marzenia, które kiedyś – Bóg da – będą mogły się spełnić. Warto o tym pomyśleć szczególnie dziś, kiedy modlimy się o dary Ducha Świętego.

Serc wierzących wnętrza
Poddaj Twej potędze. (…)
Obmyj, co nieświęte,
Oschłym wlej zachętę,
Ulecz serca ranę.
Nagnij, co jest harde,
Rozgrzej serca twarde,
Prowadź zabłąkane.

Tak, jak mała Mania, kiedy jeszcze nie potrafimy chodzić ścieżkami Ducha Świętego już powinniśmy myśleć o tym, dokąd będziemy chcieli nimi dojść.

Maciej

Babcia. Koniec epoki.

Niby wszyscy wiedzieli, że tak być musi. Śmierć miała spokojną i szczęśliwą. I już miesiąc minął.
Epoka się skończyła. Babcia, przedwojenny niezłomny materiał, jednak zetlała i skruszała. Pamiętam, jak się do mnie serdecznie i dziecięco uśmiechała, kiedy ją widziałam ostatni raz. Bez swojej zwykłej obronnej ironii i dystansu, które ją na sam koniec opuściły, razem z kosmiczną i bezbłędną pamięcią.
Płakaliśmy nie z żalu nad nią, nie ze strachu o jej dalszy los, nie z rozpaczy. Tylko – z żalu, że nic nie da się złapać i zachować na zawsze, że nawet Babcia, która dla nas była gwarantem niezmienności, musiała się poddać tej sile, która jej sprawy, marzenia, wspomnienia i tajemnice zmiotła w niepamięć.
Był człowiek, posiadał jakieś tam rzeczy, którym nadawał sens swoją egzystencją. Babci spódnice, fartuchy, chustki – zawsze czyste, równo zapięte i zawiązane – bez niej stały się tylko kupką szmatek.
Wzięłam sobie jedną „zopaskę”, domowy fartuch. Trzymam go w swojej zabałaganionej szafie, wystaje krzywo spod innych rzeczy. Ilekroć tam spojrzę, słyszę karcący głos Babci, który mnie informuje, że po pierwsze szwory trza rowno poskłodać, a po drugie nie ma po co trzymać bezużytecznych klamorów i po co mi ta zopaska.
Nie jestem do Niej podobna, ani fizycznie ani z charakteru. Dziedziczę tylko dobrą pamięć, zdolności językowe, może też zgryźliwe poczucie humoru. Miękka, romantyczna Mama ukształtowała nas – swoje córki – zupełnie inaczej, i babciny zażarty gen porządku i panowania nad rzeczywistością gdzieś się zagubił.
I tak nas kochała, chociaż uważała za nieprzytomne i niezborne fajtłapy. Kochała, martwiła się, wręczała na drogę ciastka, jajka i pieniądze. Wypytywała, jak nam się żyje, kręciła głową nad niezrozumiałą dla niej potrzebą podróżowania.

Bardzo mi jej brakuje, tylko – to trudno wytłumaczyć – już prawie nie pamiętam tej bezradnej i słabiutkiej Babci z ostatnich miesięcy (poza tamtym dziecięcym uśmiechem), a brakuje mi rześkiej, trzeźwej, szybkiej i zorganizowanej Babci, która mi towarzyszyła przez całe dzieciństwo i młodość. Widzę ją, jak idzie wyprostowana w swoich ważnych sprawach – równym krokiem, najkrótszą i najbardziej racjonalną trasą. I na to nakłada mi się obraz Mamy, która umarła już dwanaście lat temu – jak idzie tą samą drogą, ale powoli, z rękami założonymi w tył, zamyślona.
Myślę sobie o tym, że jesteśmy z siostrą pierwsze od końca, że nie ma już „pokolenia wyżej”. I teraz my tą drogą idziemy. Ani jak Babcia, ani jak Mama, każda po swojemu.

Wędrówką jedną życie jest człowieka.

Marcelina

Wychowanie do bezwstydu

Bez-nazwy-1Półnadzy ludzie pomalowani na czarno, pejcze, kneble, skórzane rzemienie. Na innym zdjęciu mężczyzna pluje w otwarte usta innego. Do tego pseudonaukowe opisy czynności seksualnych, najczęściej w oczywisty sposób zboczonych. Żeby otworzyć tę publikację na stronie Issuu.com trzeba zaznaczyć, że jest się osobą pełnoletnią. Ale jest też inna metoda, aby ją zobaczyć. Wystarczy być kanadyjskim nastolatkiem, przyjść do szkoły i dostać ją do ręki na zajęciach z edukacji seksualnej. Folder wydała organizacja zajmująca się profilaktyką AIDS wśród sadomasochistów. A że uczniowie nimi nie są? Nic straconego. Już edukatorzy zadbają o to, aby lepiej znali dewiacyjne zachowania seksualne, niż daty z historii swojego kraju.

W Polsce szkoły realizują program edukacji seksualnej typu A – dzieci są wychowywane do odpowiedzialności i abstynencji seksualnej, czystości przedmałżeńskiej i wierności małżeńskiej. Ale władze już przebierają nóżkami, aby wspólnie z lewactwem wprowadzić edukację typu B – biologistyczną, pozbawioną wartości etycznych. Ten typ zachęca młodzież do eksperymentowania, a tym samym do wczesnej aktywności seksualnej. Stąd promocja antykoncepcji, zboczeń seksualnych, nastawienia wyłącznie na kolejne doznania. A w tle – walka z nauczaniem moralnym Kościoła, którego nie da się pogodzić z takim stylem życia i które wiele nastolatków zapewne odrzuci.

Jeżeli nie chcemy mieć w Polsce drugiej Kanady, gdzie rodziców zmusza się do akceptowania krańcowej demoralizacji ich dzieci w szkołach, buntujmy się póki czas. Znamy tych polityków, którzy choć modlą się pod figurą, to bez wahania nam taki system wprowadzą. Zatrzymajmy ich kartą wyborczą.

Maciej

Szumowiny

Rozmawiałem niedawno z rodzicami, którzy swoją gromadkę dzieci nauczają w domu. Mieszkają w małej miejscowości, gdzie są najliczniejszą rodziną. Wyróżniają się. Są też bardzo zaangażowani w życie Kościoła, starają się wnieść więcej życia do lokalnej wspólnoty parafialnej. Wyróżniają się. A co robią ich sąsiedzi, gdy ktoś się wyróżnia? Wysyłają donosy do opieki społecznej. Że rodzice należą do sekty, bo się ciągle modlą. Że ich dzieci nie chodzą do szkoły. Że zamykają się z dziećmi w domu i nie wiadomo co z nimi robią. Że wywożą swoje dzieci samochodem w nieznanym kierunku i tym bardziej nie wiadomo co z nimi robią. Słowem – donos stał się formą komunikacji międzyludzkiej. Zamiast zapytać sąsiada co porabia, jak wychowuje swoje dzieci, gdzie ostatnio wyjechał – piszemy donos i czekamy co się stanie. Liczne ostatnio kampanie społeczne uczą ludzi, że tak właśnie trzeba, że wszystko, co wyda się im nieprawidłowe w życiu innej rodziny wymaga zgłoszenia odpowiednim organom.

Nękanie rodzin opieką społeczną może też służyć do załatwiania osobistych porachunków. W innym znanym mi przypadku mieszkanka bloku nie chciała mieć za ścianą rodziny z dzieckiem, bo hałas, zamieszanie, rowerek na korytarzu. Napisała tak wstrząsający donos o krzywdzonej córeczce sąsiadów, że na kontrolę przyszła ekipa niemal w asyście komandosów. Żadnej przemocy nie stwierdzili, bo jej nigdy nie było, ale rodzina z dzieckiem wolała poszukać innego lokum. Sąsiadka nie powiedziała przecież jeszcze ostatniego słowa.

Zastanawiałem się, skąd się biorą takie szumowiny, które te donosy ślą. Czy to znak czasów, czy przejaw współczesnego zaniku więzi międzyludzkich? Niestety nie. One były zawsze. Kiedyś słały donosy do gestapo, że u sąsiada ukrywają się żydowskie dzieci. Potem do UB, że nielubiany współpracownik ma rodzinę na Zachodzie i słucha Wolnej Europy. Teraz wzięły na celownik rodziny, bo sprzyja temu polityka państwa. Pozostaje nam wierzyć, że „ludzi dobrej woli jest więcej i że ten świat nie zginie nigdy dzięki nim”.

Maciej