Co jest grane, czyli świąteczne potyczki z repertuarem kin

– Tato, pójdźmy dziś do kina! – zakrzyknęły dzieci, nieco już znudzone kolejnym dniem ferii świątecznych. Czemu nie? Tata też może na tym skorzystać, nie tylko podjadając dzieciom popcorn. Zacząłem zatem studiować repertuar. Pierwsze, co widać, to nowe „Gwiezdne Wojny”. A ten tytuł to jak skurcz serca. Saga młodości, oglądana dziesiątki razy, przeżywana, smakowana scena po scenie. „Imperium kontratakuje” miałem na kasecie VHS z napisami po szwedzku. W niczym to nie przeszkadzało, bo ścieżkę dialogową znaliśmy na pamięć. No, ale to przeszłość, im odcinki były nowsze, tym trudniej było je obejrzeć. Najpierw nastąpił atak infantylizmu, potem feminizmu, a ostatecznie fabuła zrobiła się tak głupia, że aż żenująca. Najnowsza część znana jest z tego, że zawiera „historyczny pocałunek lesbijski”. Czyli już nie młodsze pokolenie Hana Solo i Lei tworzy romantyczny duet, tylko jakieś dwie panie. Rozumiem, ze film przeznaczony jest dla społeczności LGBT, ale sam się do niej nie zaliczam, więc „Skywalker. Odrodzenie” dołączył do tych odcinków, z których zrezygnowałem.

Wybór tytułu na rodzinny seans padł ostatecznie na film „Śnieżna paczka”. Na plakacie sympatyczne zwierzątka, ale nie dajcie się zmylić. Prawdziwy tytuł powinien brzmieć „Śnieżna paczka Grety Thunberg”. Bohaterowie walczą z globalnym ociepleniem wywoływanym przez gaz, którego erupcje przypominają puszczanie bąków. Czarnym charakterem jest mors-technokrata, który niszczy klimat z czystej złośliwości. Wspomagają go wredne maskonury z dowódcą w pikelhaubie. Mamy więc symbole kapitalizmu i imperializmu, a co z patriarchatem? On na szczęście został już pokonany. Główny bohater męski jest żałosną ofermą, zaś główna bohaterka – wszechstronnie wykształconą „inżynierką”, która hobbystycznie modernizuje gigantyczny spychacz. Na wypadek, gdyby żeńskiej dominacji było za mało, występuję też wielka klępa mówiąca łamanym rosyjskim, która w finałowej scenie rozwala maskonury strzałami z pistoletu na śnieżne kule. Jakkolwiek w zwierzęcej społeczności pojawiają się na początku męscy herosi – dorosłe psy ciągnące sanie z paczkami – to przy bliższym poznaniu okazują się oni zmęczonymi życiem przegrywami, którzy marzą wyłącznie o emeryturze w ciepłych krajach.

Jak widzicie, uciekając przez gwiezdnym lesbijkami wpakowałem się na przygotowanie do strajku klimatycznego. To jeszcze nie to, co w Niemczech, gdzie dzieci uczą się śpiewać piosenkę z refrenem „Moja babcia jest ekologiczną świnią”, ale już blisko. Wniosek jest taki, że sami musimy tworzyć kino dla swoich dzieci. Trzeba zaprzyjaźnić się z Youtubem i Chomikiem, szukać wartościowych tytułów na stronach, których autorzy wzięli na siebie trud oddzielenia ziarna od plew. Może to być Kultura Dobra Brawaria, może być też Internet Movie Database, gdzie w sekcji dla rodziców także są wypisane wszystkie problematyczne sceny. Jeżeli obraz ogólnie jest wartościowy, ale reżyser postanowił wrzucić do niego parę cuchnących bobków, zazwyczaj natury erotycznej, nie wahajmy się przed wycięciem ich w programie do edycji filmów (polecam darmowy VirtualDub).

A na wypad do kina dam się namówić nie wcześniej, niż za rok.

Maciej